Na mapie wszystko wygląda płasko, nawet podjazd pod Grossglocknera! Na Google Earth – w porównaniu z Grossglocknerem, który sam wygląda jak pagórek – okolice Bielska-Białej wyglądają jak nizina. Nie wiadomo tylko, dlaczego drogi wiją się tu serpentynami, a poziomice niepokojąco zagęszczają się w niektórych rejonach. Beskid Mały potrafi zaserwować wysokoprocentową mieszankę podjazdów i zjazdów, która szybko uderza do głowy i ścina z nóg.
Dział: Przygoda
Na pocztówkach wychodzi z plażą na pierwszym planie. Na mapie: jako niewielki, nizinny ochłap ziemi wciśnięty między Argentynę a Brazylię. „Będzie łatwo” – myślę, nie podejrzewając, jak bardzo się mylę. W Urugwaju nie ma gór, ale fale nie kończą się wraz z morzem na modnych plażach Punta del Este. Cały kraj faluje we wzniesieniach i pagórkach, za którymi kryją się nieliczni, ale bardzo pomocni ludzie. To oni łagodzą zmęczenie podczas nieustającej sekwencji podjazdów.
Tegoroczne badanie Powszechnego Niemieckiego Klubu Rowerowego (ADFC) wskazało, że aż 77% Niemców jeździ rowerem, a dla aż 55% z nich rower jest sposobem na spędzanie wolnego czasu. Od kilku lat notowany jest wzrost, liczonej w milionach, liczby jednodniowych wycieczek rowerowych i kilkudniowych wyjazdów. Po raz drugi z rzędu najpopularniejszą okazała się Weser-Radweg – droga rowerowa wzdłuż rzeki Wezery w Dolnej Saksonii.
Przeklęty kierat dnia codziennego tak pozginał nasze karki, że kiedy podnieśliśmy wzrok znad biurek, klawiatur i kubków po kawie, okazało się, że już sobota.
Po trawiastych szczytach, które kuszą wspaniałymi panoramami, czy dookoła krystalicznie czystych jezior, w których możesz zażyć kąpieli, czy wyekwipowany w mocną lampę przez wnętrze góry – w Karyntii rowerzyści znajdą wiele różnorodnych tras pośród dziewiczego naturalnego krajobrazu. W tym najbardziej wysuniętym na południe kraju Austrii riderzy mają dostęp do nie mniej niż 3000 kilometrów w pełni legalnych traili i dziesiątek tras rowerowych. Oto dziesięć powodów, dla których kolarstwo górskie jest tak wyjątkowe w Karyntii.
Nie tak miała wyglądać ta wiosna i zupełnie nie tak miał wyglądać ten tekst. Według planów już przynajmniej jeden wyścig miał być za mną i z początkiem kwietnia miałam oddawać się dogłębnym analizom, dlaczego tak słabo, czy aby na pewno mi na tym zależy, oraz tłuc grube kilometry w moich ulubionych Północnych Morawach, w które mam kilka depnięć w pedały. Miałam też nadzieję, że kiedy tylko zjedzie śnieg, uda się zrobić kilka rund po beskidzkich trailach.
Każdy z nas ma w głowie taką wajchę. Można nigdy jej nie ruszać i życie będzie toczyło się spokojnie do przodu. Można tak żyć i mieć sporo satysfakcji.
Procedury bikepackingu są nieubłagane. Najpierw ściskanie i kompresowanie bagażu, następnie szarpanie i ciągnięcie troków oraz taśm. Przeklinanie wszystkiego, co waży cokolwiek, i spoglądanie z pogardą na rzeczy, których nie udało się spakować, a które muszą okazać się zbyteczne.
Jubileuszowa piąta edycja zimowego wyścigu zadziwiła chyba wszystkich... pogodą idealną. Przyzwyczailiśmy się już do nieprzewidywalności natury w ten szczególny dla fatbikerów dzień, a tu ładnie! Niebieskie niebo, mróz, śnieg. Jednym słowem zima.
Piąta odsłona tej piekielnie emocjonującej górskiej etapówki przynosi kolejne nowości. Cezary Zamana udowadnia, że potencjał MTB okolic Babiej Góry jest wciąż niewyczerpany. Śmiałkowie wyruszą na trasy Makowa Podhalańskiego i Stryszawy, wpadną na świetne single na Słowacji i odkryją trasę-niespodziankę.