W sumie to powinien nas taki obrót spraw ucieszyć, tak jak cieszy wszystkich, jednak na nas spadł strach – co zrobić, by tego świętego czasu nie zmarnować, tym bardziej że godziny były już popołudniowe.
Wpychanie rowerów do samochodu, jazda, a potem wyciąganie rowerów, pakowanie, jazda i powtarzanie wszystkiego w odwrotnej kolejności, by wrócić najpóźniej w poniedziałek rano, brzmiało jak definicja marnowania weekendu. Przeprowadzenie wyjazdu rowerowego przy wsparciu PKP – cóż, pomysł był tak absurdalny, że wylądował wśród innych głupich konceptów. Spakowani i gotowi, siedząc w siodłach, podjęliśmy jedyną, jak nam się zdawało w tych okolicznościach, sensowną decyzję: Śląsk, ziemia naszych ojców i matek. Tak właściwie to Górny Śląsk, a jeszcze precyzyjniej, to z małego miasteczka na Śląsku na północ i z powrotem. Jedynym zagrożeniem dla naszego planu były Katowice, które gdzieś tam za lasami mogły skusić nas swoim nocnym życiem. Bez słowa, bez kłótni, czy chociażby delikatnej wymiany chrząknięć, każdy z nas obrał ten jedynie słuszny kierunek: północ. Wiedzieliśmy, że stąpamy po cienkim lodzie i ci...
Pozostałe 90% treści dostępne jest tylko dla Prenumeratorów
- 10 wydań czasopisma "bikeBoard"
- Dodatkowe artykuły niepublikowane w formie papierowej
- Dostęp do wszystkich archiwalnych wydań magazynu oraz dodatków specjalnych...
- ...i wiele więcej!