Od Rometu wszystko się zaczęło. Był rok 1948, powojenna rzeczywistość, odbudowa kraju i wielkie zapotrzebowanie na wszystko, w tym na jednoślady! Jeden rower na dwudziestu trzech obywateli to naprawdę niewiele. Utworzone w tamtym czasie z połączenia działających już w międzywojniu czterech wytwórców rowerów i podzespołów – Zjednoczone Zakłady Rowerowe zaczynają dostarczać obywatelom wyczekane rowery. W latach 50. XX w. polska kadra narodowa na rowerach Bałtyk i Jaguar wygrywa Wyścig Pokoju, a na białym Jaguarze jeździ też sam Ryszard Szurkowski. To jednak dopiero w latach 70. XX w. Polska przeżywa prawdziwy rowerowy boom: ZZR zmieniają nazwę na Zakłady Rowerowe Romet i firma przeżywa swój złoty okres. Z taśm produkcyjnych zjeżdża ponad 100 modeli rowerów, motorowerów oraz motorynek – nawet 1,2 miliona sztuk rocznie.
Czytaj więcej
Kraksy w peletonie się zdarzały i zdarzać będą. Nie sposób przewidzieć i uniknąć niebezpiecznych sytuacji, gdy blisko dwie setki rozpędzonych ludzi na rowerach jadą blisko siebie. Kolarskie władze od lat próbują zmierzyć się z problemem, ale skutki tych działań na razie wydają się mizerne. Być może dlatego, że większość z nich jest wyłącznie na pokaz.
Czytaj więcej
Ruszyła karuzela Pucharu Świata. W tym roku nie było prologu w egzotycznie odległych miejscówkach, rywalizacja zaczęła się w centrum Europy, w bardzo lubianej przez nas miejscówce, Nové Mĕsto na Moravĕ.
Czytaj więcej
Jest to trzecia generacja flagowego modelu szosowego, ale pierwsza pod logiem Treka. Kształt kasku jest uniwersalny i nie zamyka się w konkretnej dyscyplinie kolarstwa, równie dobrze pasuje do obcisłego zestawu XC, szutru, a także startów w upalnych triathlonach. Reklamowane zalety nowej konstrukcji to świetna ochrona przy zachowaniu najlepszej wentylacji i niskiej masy.
W niezależnych badaniach „zderzeniowych”, jakie dla kasków sportowych, w tym rowerowych, przeprowadza od kilku lat uniwersytet Virginia Tech, Velocis otrzymał maksymalne pięć gwiazdek. Plasuje się na bardzo dobrym jedenastym miejscu w kategorii „open” i szóstym pośród modeli szosowych. Wyniki tej czołówki są bardzo zbliżone i prawie trzykrotnie obniżają prawdopodobieństwo wstrząsu mózgu przy wypadku w porównaniu do modeli z końca stawki. W nowym Velocis Trek zrezygnował z użycia plastikowych stref zgniotu WaveCell, a świetny wynik testów kask zawdzięcza zastosowaniu zaawansowanej konstrukcji z pianki EPS, zintegrowanej z dwuczęściową poliwęglanową skorupą i systemu MIPS Air. Kluczowe dla aerodynamiki poprzeczne łączniki są wzmocnione plecionką z carbonu OCLV, co pozwoliło na spłaszczenie ich do profilu skrzydła i wyrzeźbienie kanałów powietrznych. Mogę potwierdzić, że Velocis to jeden z najsprawniej wentylowanych kasków, jakie znam. Niby tylko szesnaście otworów, ale kluczowy jest ich rozkład i ukształtowanie. W kasku aero wcześniejszej generacji innego producenta ciągle łapię owady we włosy i nie raz zmuszało mnie to do awaryjnych zatrzymań. Velocis zasysa je równie skutecznie, ale wszystkie wywiewa. Brzmi śmiesznie, ale moim zdaniem obrazuje umiejętne wykorzystanie efektu Venturiego kompresującego i przyspieszającego ruch powietrza przez kask. Pływające zaczepy systemu MIPS Air redukują przeciążenia skrętne przy upadku, pozwalając skorupie kasku ślizgać się po wyściółce. Wcześniejsze MIPS-y powodowały, że kask był nieco oddalony od głowy, teraz łączniki są bardziej płaskie i pełnią też funkcję pomysłowych szlufek na wyściółkę. W rezultacie nowy kask jest wyjątkowo kompaktowy, a elementy MIPS nie zaburzają cyrkulacji powietrza. Wyściółkę można wyjąć do prania i Trek dorzuca nawet zapasową do samodzielnej wymiany, ale nie polecamy częstego rozbierania systemu, bo nietrudno go przy tym uszkodzić – lepiej myć bez rozbierania kasku.
Velocis dostępny jest w trzech wielkościach, ale M na obwód głowy 54–60 cm będzie właściwy dla większości użytkowników. Za regulację obwodu odpowiada szpulka BOA 360, której cienka i miękka pleciona linka prowadzi dookoła całej głowy. Czoło zabezpieczono przed nadmiernym naciskiem plastikowym kanalikiem na linkę. Dokręcenie nie dociska uprzęży tylko z tyłu jak w tradycyjnych rozwiązaniach, ale nacisk jest równo rozłożony na całym obwodzie. Boa nie uciska też po bokach – widać postęp. Kask trzyma się miękko i pewnie. Łatwo zrobić w nim miejsce na czapeczkę kolarską czy grubszą zimową, a tylna uprząż ma port, który pomieści nawet najgrubsze warkocze. Bardzo praktyczna jest możliwość jej składania do wewnątrz, co spłaszcza kask do transportu. Długość pasków reguluje się niezależnie klamerkami pod uszami. Paski pod brodą są bardzo długie i niestety mają tylko jedną szlufkę. Przy przechowywaniu w pozycji wiszącej trochę się poluźniają, wymagając dociągnięcia przed kolejnym użyciem. Przód jest lekko podcięty, żeby przy bardzo niskiej pozycji kolarza nie ograniczać pola widzenia. Krawędzie bocznych otworów z przodu są pokryte miękką gumą, są też kanały prowadzące zauszniki zaparkowanych okularów, co znakomicie poprawia bezpieczeństwo ich wożenia na kasku.
Czytaj więcej
Cena: 449 zł (testowanej konfiguracji)
Tripout, www.tripout-optics.pl
Czytaj więcej
W maju Nové Město na Moravě gościło pierwszą edycję Pucharu Świata XCO realizowaną w 2023 roku przez całkiem nowego organizatora. Na pewno znacie wyniki elity: Pidcock, Dubau, Schurter i zaskakująca Puck Pieterse, niezniszczalna Prévot startująca w kolejnym teamie i niedawna niespodzianka – Lecomte. Oglądaliście? Za darmo już było. Poniżej opisuję, co można było zobaczyć na żywo. Wspomnę też, co pokazała bardzo liczna kadra, dzięki której Polacy mogli stanąć na starcie i w wielu kategoriach, ponieważ nie mamy w kraju drużyn, które mogą wystawiać zawodników na imprezy tej kategorii przy dorobku punktowym, jakim dysponują. A wiecie dlaczego Pidcock, któremu też brakowało punktów, mógł wystartować? O tym też napisałem.
Czytaj więcej
Spakowałam drugi komplet ciuchów na rower, koszulkę do spania, mikropastę do zębów, (nieprzepiłowaną na pół) szczoteczkę do zębów, mikrobalsam do ciała, mikrokrem do twarzy, mikrożel pod prysznic, naładowałam baterię AXS-a, naładowałam lampki, zrobiłam sobie kanapki. Wszystko to spakowałam w wodoodporną podsiodłówkę niemieckiego producenta, resztę gadżetów upchałam do nerki ze szwedzką flagą. Do zafarbowanych na żółto przez jakąś izotoniczną chemię (a może panikuję, może to niewinna kurkuma) bidonów zrobiłam sobie wodę z cytryną, cukrem i solą – tak by nie pić świństw i zrównoważyć tę potężną ilość plastiku, którą wiozłam w torbie pod siodełkiem. Poza tym lemoniada w bidonie ma wymiar duchowy – to celebracja lepszej części roku i celebracja życia w ogóle – lemoniada ogólnie dobrze się kojarzy, a ja ostatnio potrzebuję intensywnej suplementacji optymizmu. Czasy są, jakie są.
Po 1,40 h w pociągu wbiliśmy wprost do McDonald’s w Częstochowie, by zaczerpnąć energii na kolejne godziny w siodle. Od tego momentu zaczęła się nasza dwudniowa przygoda, której finisz przewidziany był w Krakowie – rowerowy Szlak Orlich Gniazd miał nam dostarczyć przynajmniej dwóch niespodzianek.
Mój załadowany plastikiem „plastikowy” rower od kilku jazd wydaje dziwne dźwięki: wykluczyłam sztycę i jarzmo siodełka, zaciski kół wydają się w porządku, zostaje suport, co mnie irytuje, bo nie umiem zająć się tym sama. Szlag! Od kiedy Częstochowa została za nami, poruszamy się leniwymi lokalnymi asfaltami i polnymi drogami, od czasu do czasu wpadając na idealne drogi dla rowerów, które prowadzą wśród sosnowych lasów i wapiennych skałek. Cudowna przyroda i nijaka, brzydka wręcz zabudowa to kwintesencja Jury. Wapienne i drewniane domki powoli popadają w ruinę, to, co nowe, od początku jest takie, by tylko było. W ostatnich 50 latach nikt raczej nie użył tu sformułowania „urocza jurajska wioska” – urocze są tu jedynie zakątki z dala od cywilizacji, z dala od centrów wspinaczkowych i z dala od Orlich Gniazd, czyli dobrze ekonomicznie zagospodarowanych ruin średniowiecznych warowni – tam bowiem toczy się nieprzerwany jarmark i festiwal plastiku, którego za wszelką cenę chcemy unikać (prawda?).
Sam szlak jest dużym zaskoczeniem. W śląskiej części poprowadzony z dużą wyobraźnią, po przejezdnych każdym niemal rowerem nawierzchniach, jest połączeniem asfaltów, szutrów, leśnych ścieżek, odrobiny piasku i kamieni. W części małopolskiej przybywa kamieni i polnych dróg, które po deszczach mogą być grząskie, więcej tu również miejscowości, w tym Olkusz i sam Kraków. To naprawdę dobra trasa, choć moje kolarskie (a nie sakwiarskie) korzenie każą mi trzymać się z dala od wyznaczonych szlaków. To 200 dobrze oznaczonych kilometrów, na których zbiera się sporo serwowanych małymi porcjami przewyższeń – nie ma irytacji, jest dużo zachwytów, jest i dobra kawa w kilku miejscach i całkiem przyzwoita pizza w Ogrodzieńcu.
Już dawno przekonałam się, że potrzebuję 34 zębów z przodu, żeby czerpać satysfakcję z podjazdów. 40 zębów przy korbie uczyniło podjazd pod zamek Tenczyn sporym wyzwaniem, tym bardziej wśród ludzi. Szosowy bieżnik na zjeździe też nie pomagał, ale sprawił, że łyknęłam trochę tego, co lubię – suplementacji optymizmem. Czerwony szlak rowerowy spod zamku to dla nas już „sznurek” do Krakowa i jedziemy go prawie na pamięć. Mijamy piknikowy drewniany stół, przy którym ktoś odpoczywa. Omiatam zazdrosnym wzrokiem zadowoloną twarz człowieka w czarnym kapeluszu, za nim miga rower z żółtym koszem na przednim bagażniku. Znam ten kapelusz, znam ten zadowolony uśmiech, znam ten sfatygowany kosz (pospinany trytytkami, by trzymał się kupy) – Wojtek Ganczarek! Szosowy bieżnik słabo hamuje na szutrze. Wojtek podnosi się z ławki. Dziesiątki wymienionych e-maili, sporo zredagowanych tekstów – nasz południowoamerykański korespondent siedzi na piknikowej ławce w środku lasu pod Krakowem i suplementuje optymizm. Bez nawigacji, bez karbonów, nawet bez bidonu z lemoniadą. Takiego spotkania nie mogłam przewidzieć nawet w najbardziej szalonych snach.
„Prawdziwi rowerzyści spotykają się na trasie” – mówi Wojtek, a ja dotąd się zastanawiam, jak bardzo trzeba by kopać, by wydobyć prawdziwego rowerzystę spod moich plastików…
Wojtek zostaje na jakiś czas w Polsce. Ma mnóstwo opowieści, które powinny zostać usłyszane. Zaproście @latynoamerykański na wykład do swojej biblioteki. Posłuchajcie „Małego podcastu z drogi” i podajcie go dalej. I suplementujcie dużo optymizmu. Przyda się nam wszystkim.
Czytaj więcej
Co robiliście w pierwszy weekend czerwca? Wszędzie było pełno imprez z okazji Dnia Dziecka, a, jak wiadomo, „rowerowe dzieci” bawią się nieco inaczej. My wybraliśmy się do naszych sąsiadów Słowaków na największe święto rowerowe, które odbywa się regularnie w tym kraju: Birell Bikefest w Kalnicy.
Czytaj więcej
GoPro przedstawia nową linię kamer – GoPro 11 Black – oraz akcesoria dedykowane do rowerów. Nowa generacja najpopularniejszych sportowych kamer jest dostępna w Polsce w niższych cenach.
Czytaj więcej
RACEBALM to nowo powstała polska marka, która stworzyła unikalne kosmetyki dedykowane osobom aktywnie uprawiającym sport, zarówno amatorsko, jak i profesjonalnie. Jej twórcą jest Marcin Muński – zapalony kolarz amator, instruktor kolarstwa, przedsiębiorca, który od lat szukał idealnych formuł w stosowanych przez siebie kosmetykach, zarówno przed treningiem, jak i po jego zakończeniu.
Czytaj więcej
Ponieważ jest wiele sposobów na cieszenie się gravelem, EKOÏ zaprojektował dwie różne gamy produktów unisex: Comfort i Performance. Nowe logo, nowe produkty, ale DNA EKOÏ pozostaje takie samo, niezależnie od dziedziny. Projektanci EKOÏ dokonując starannego i dokładnego wyboru materiałów i krojów, wzięli pod uwagę specyfikę gravelu i aktualne trendy. Wszystko po to, by zagwarantować każdemu użytkownikowi wysoki poziom komfortu i przyjemności. Od 26 maja br. dzięki nowej kolekcji EKOÏ Gravel miłośnicy jazdy na szutrze, dla których rozrywka jest tak samo ważna jak dotarcie do mety, znajdą odpowiednie produkty spełniające ich wymagania.
Czytaj więcej
W tym roku zdecydowanie urozmaicono formułę koronnej e bajkowej dyscypliny rozgrywanej podczas Małopolska Joy Ride Festival w Kluszkowcach. Inspiracji jest mnóstwo i każda pomarańczowa. Koniec końców słynne zawody w podjeżdżaniu motocyklami w Austrii i megaavalanche naprowadziły organizatorów na skojarzenie z motocyklowymi wyścigami hard enduro.
Czytaj więcej