Jak większość naszych ekscytujących rowerowych eskapad, ta rozpoczyna się w klimatyzowanym biurze. Kiedy mija siódma godzina pracy, a mój zbyt dobrze odżywiony, niedotrenowany organizm krzyczy: „Na rower!”, do mojej skrzynki wpada e-mail od Tasmana, kolegi z teamu: „Czy jest ktoś chętny na BIKE Transalp?”. Zerkam na stronę wyścigu i odpisuję: „Jasne, chętnie, relacja będzie super” w imieniu swoim i Pauliny, jeszcze zanim podzielę 18 000 metrów przewyższeń i 560 kilometrów na siedem dni wyścigu.