Podczas tej wyrypy wiele się działo, to długi temat ... W każdym razie po powrocie postanowiłem, że kiedyś wrócę na daleką północ Europy. Czekałem jak tylko nadarzy się okazja na rowerowanie w tym rejonie. Czekałem i czekałem, aż wreszcie się doczekałem. To już za niespełna tydzień. Północ Norwegii – odludna kraina o nazwie Finnmark (nie mylić z Finlandią) stanie się areną kilkudniowych zmagań kolarzy górskich spragnionych wrażeń z jazdy po tym terenie - w większości po szutrach i kamienistych drogach, do pokonania solo lub w parach.
Najbardziej wymagający dystans to 700 km z prawie 7000m przewyższenia. Wyścig w formule non stop, jazda wg tracka GPS, z zapewnionymi przez organizatorów bufetami i miejscami do odpoczynku co kilkadziesiąt kilometrów. Idealnie dla mnie, uwielbiam takie długie wyrypy. Na liście startowej tego dystansu zaledwie 17 osób solo i 6 par, riderki i riderzy głównie z Norwegii. Będzie kameralnie, super. Dłuższa lista startowa na średnim dystansie około 300 km – 127 osób, najwięcej chętnych na najkrótszym 150 km – 161 zapisanych. Również coś dla juniorów – 30 i 50 km.
Wielką niewiadomą jest pogoda – to od niej będzie wiele zależało. Najważniejsze żeby nie lało – deszcz w niskich temperaturach (a takich się spodziewam) przy kilkudziesięciu godzinach jazdy ekstremalnie wysysa energię. Na pewno nie będzie upałów, 20 stopni to górna granica szczęścia. Liczę na słońce – i to przez całą dobę – o tej porze roku ono tam jeszcze nie zachodzi.
Szczegóły na