Chłodna morska bryza wpada przez lekko uchylone okno kampera, w ustach czuję słony smak Adriatyku. Na podsufitce nieruchomo od trzech dni wisi jakiś czarny owad, wygląda jak mały nietoperz, jego krótkie czułki zwisają ku dołowi, a skrzydła otulają cały jego odwłok. Na zewnątrz panuje półmrok, jest cicho i bezwietrznie, ale za chwilę wschodzi słońce, pewnie wyłoni się zaraz zza tego wysokiego szczytu. Wiem, że nazywa się Sveto Brdo.