Zasadniczo na południe, czyli gravelem po Green Velo

Przygoda Turystyka

Pomysł narodził się przypadkiem, niecały miesiąc przed wyjazdem. Przejazd rowerem z Gdańska do Krakowa to nic bardzo oryginalnego, wujek Google taką trasę oblicza na 600 km, do pokonania w 30 godzin. Mnie jednak nie interesowała jazda na „dzidę”, przez środek Polski i walka o życie na drogach pełnych samochodów, to miały być wakacje! Bardzo szybko wpadłem na pomysł dobrej alternatywy w postaci „gotowca”, jakim jest szlak Green Velo.

 

Sporo o nim słyszałem, w przeszłości miałem też okazję przejechać niektóre fragmenty i pozostawiły mi w pamięci dobre wrażenia. Wystarczyło pobrać ze strony gotowy pliki ze śladem i tylko dorysować etapy z Gdańska do Elbląga, gdzie szlak się zaczyna oraz z Sandomierza, gdzie miałem z niego zjechać, do Krakowa i trasa była gotowy. Był tylko jeden szkopuł, nawet wybierając krótszą wersję, bez pętli podkarpackiej, całość tak zaplanowanej trasy przekroczyła 1600 km. W wyniku rodzinno-firmowych negocjacji miałem do dyspozycji 10 dni, potraktowałem to więc jak wyzwanie turystyczno-sportowe i wstępnie podzieliłem całość na osiem, mniej więcej równych, etapów, zostawiając sobie dwa dni w rezerwie. Zdecydowałem jechać „na lekko”, z minimalną ilością bagażu i nocować w hotelach lub pensjonatach. Przy napiętym harmonogramie nad romantykę ogniska i wieczorów pod gwiazdami zdecydowanie przedkładałem prysznic i wygodne łóżko.

 

 


 

1. Most na Czarnej Hańczy w drodze między Wigrami a kanałem Augustowskim 


Gdzie jest most?

Pierwszy nocleg miałem zabukowany w Pieniężnie i do przejechania prawie 170 km. Z Gdańska nie udało się wyjechać tak wcześnie, jak planowałem, bo musiałem poczekać na otwarcie Decathlonu, żeby kupić bidony w miejsce tych, których zapomniałem zabrać z domu. Gdy więc przekraczam most prowadzący na wyspę Sobieszewską – umowny punkt początkowy mojej przygody – jest już przedpołudnie, kieruję się na przeprawę promową przez Wisłę. Rzeka w tym miejscu, tuż przed ujściem do morza, ma prawie 400 metrów szerokości, a prom Świbno-Mikoszewo potrzebuje pół godziny na pełny kurs. Gdy wjeżdżam na przystań, prom właśnie zaczyna podróż na drugi brzeg. Od Mikoszewa zaczyna się Mierzeja Wiślana, ale ja od razu kieruję się w dół na Żuławy.

 

Krajobraz płaski aż po horyzont, przypomina mi Holandię, trochę monotonny, ale niepozbawiony uroku. Żuławy pocięte są siatką setek rowów melioracyjnych, dopływów, kanałów oraz rzek. Większości z nich nawet się nie zauważa, bo przechodzą pod drogami lub wzdłuż pół, zarośnięte zielskiem i krzakami. Jednak część z nich to poważne przeszkody wodne, a liczba mostów jest bardzo ograniczona, co nie ułatwia przejazdu, szczególnie jeżeli chce się przejechać Żuławy w poprzek, tak jak ja. Problemy zaczęły się już w połowie drogi, a sygnałem była tablica informująca, że most, do którego zmierzam, jest w remoncie. Dopiero co zaliczyłem trochę nadprogramowych kilometrów, po tym, jak nie zauważyłem polecania skrętu i nie uśmiecha mi się objazd. Licząc na cud, jadę w kierunku mostu i cud się wydarzył. Most jest wprawdzie rozebrany i trwają na nim prace, ale już z daleka widzę, że po jednej stronie poprowadzona jest kładka. Nie wiem, czy dla pieszych, czy tylko dla robotników, ale bez namysłu wprowadzam na nią rower. Nikt mnie nie zatrzymuje i po chwili jestem już na drugim brzegu i nabieram prędkości.

 

Kolejna odsłona problemów związana jest z promem przez Nogat, promu nie ma. Objazd do najbliższego mostu kosztuje mnie dodatkowe 15 km i kolejną godzinę w plecy. Gdy w końcu docieram na przedmieścia Elbląga, decyduję się ominąć go szosą i dołączyć do szlaku Green Velo na północ od miasta, już w Parku Krajobrazowym Wysoczyzny Elbląskiej. Krajobraz zmienia się jak za dotknięciem magicznej różdżki i równe jak stół pola zmieniają się w porośnięte gęstym lasem całkiem spore wzniesienia. Droga wiedzie raz w górę, to znowu w dół – mam wrażenie, jakbym na powrót przeniósł się do Małopolski. Do Fromborka wjeżdżam, gdy już zaczyna się ściemniać. Miasteczko jest ciche i zaskakująco opustoszałe jak na wciąż trwający sezon wakacyjny.

 

Zgodnie z planem stąd mam do przejechania jeszcze prawie 60 km, sporo terenem, więc to jakieś cztery godziny jazdy. Nie mam ochoty na włóczenie się do północy, ten dzień jest już wystarczająco długi, dlatego decyduję się na modyfikacje trasy i jazdę szosą do Braniewa, a stamtąd bezpośrednio do Pieniężna. Na wyjeździe z Fromborka, w kierunku Braniewa, mijam tablicę informującą, że droga jest zamknięta z powodu remontu. Nawet mnie to cieszy, bo to oznacza,...

Pozostałe 90% treści dostępne jest tylko dla Prenumeratorów



Co zyskasz, kupując prenumeratę?
  • 10 wydań czasopisma "bikeBoard"
  • Dodatkowe artykuły niepublikowane w formie papierowej
  • Dostęp do wszystkich archiwalnych wydań magazynu oraz dodatków specjalnych...
  • ...i wiele więcej!

Przypisy