Everesting od zawsze miał metkę najtrudniejszego kolarskiego wyzwania świata. I nie jest to subtelnie ukryta metka, wszyta gdzieś pod warstwami materii, to jak logo wyhaftowane na całej piersi fluorescencyjną nitką. Everestingu nie robi się po cichu. O tym ma wiedzieć cały świat, ponieważ nie cały świat potrafiłby tego dokonać. To jest naprawdę trudne! A co mówi świat, kiedy robisz podwójny Everesting? „Tobie jest łatwiej, bo jesteś lekka”. I to jest cholernie niesprawiedliwe!
Na czym to polega? Wybierz sobie podjazd, obojętnie jaki; sprawdź dokładnie, ile pokonasz na nim metrów w górę, od punktu do punktu, sprawdź to na mapie, od poziomicy do poziomicy, nie możesz popełnić tu błędu. Masz? Teraz oblicz, ile razy musisz go podjechać, by osiągnąć przewyższenie równe 8848 metrów. Ile Ci wyszło? Dużo, prawda? Nie, nie możesz zrobić tego na pętli, nie możesz zjeżdżać do doliny i wjeżdżać na zmianę na przeciwległą górę, musisz tłuc to na jednej drodze, na jednym podjeździe, takie są zasady! Czaisz? To chore, prawda? A teraz wyobraź sobie, że robisz to dwa razy z rzędu, bez przerwy! I co? Dziwne uczucie, prawda?
Pierwsze próby
Zrobiłam drugi w życiu Everesting w lipcu 2020 r. Poprzedni zrobiłam w 2015 r. jako pierwsza kobieta w Polsce. Podjeżdżałam wtedy na Przełęcz Karkonoską na dwunastokilowym MTB i poszło bardzo gładko. W lipcu tego roku postanowiłam poprawić swój wynik, miałam już szosę, dobrze mi się na niej jeździło, miałam znacznie większe doświadczenie i, wydawać się mogł...
Pozostałe 90% treści dostępne jest tylko dla Prenumeratorów
- 10 wydań czasopisma "bikeBoard"
- Dodatkowe artykuły niepublikowane w formie papierowej
- Dostęp do wszystkich archiwalnych wydań magazynu oraz dodatków specjalnych...
- ...i wiele więcej!