To się stało latem zeszłego roku. Borys nas zdradził - kupił szosówkę i zdjął daszek z kasku. Zgroza! Ku mojemu przerażeniu Jacek i Kisiel wkrótce dołączyli do schizmy. Zaczęło się niewinnie - czasem poranne przejażdżki na szosie, "gadki-szmatki", że to w sumie też fajne jeżdżenie, chociaż można rozróżniać grubość farby do malowania pasów na jezdni i takie tam. Lawina też czasem zaczyna się od małego kamyczka. A pożar od iskierki.
Od zawsze jeździliśmy na góralach. Dla większości z nas od nich ponad dekadę temu zaczęła się przygoda z rowerem . Z czasem sprzęt stawał się coraz cięższy i bardziej off-roadowy. O szosie owszem rozmawialiśmy, ale bardziej w kategoriach nabijania się z cienkich kółek i problemów z pokonywaniem pęknięć w asfalcie. Teraz muszę przyznać, że się wtedy wszyscy myliliśmy. Wąskie opony wcale nie zawężają horyzontów. A przygoda nie kończy się w miejscu, gdzie zaczyna się asfalt.
Pod koniec sezonu Borys rzucił hasło: - A może byśmy tak objechali Tatry dookoła?
- Człowieku, w jeden dzień? Ile to kilometrów?
- Koło dwustu.
(Znacząca cisza)
- Łamiecie się, nie damy rady?
(Po chwili znaczącej ciszy)
- Kto nie da rady? My się łamiemy?
W ten sposób świt pewnej soboty w środku września zastał nas dojeżdżających do Zakopanego samochodami wypakowanymi cienkokołowymi przecinakami. Prognoza mówiła o pięknej słonecznej pogodzie 10-15 oC . Ale nie było nic o tym, że rano pod Nosalem będzie 1oC PONIŻEJ zera!
Gorączkowe poszukiwania ujawniły znaczące braki w garderobie. No to będzie ostry start. Według planu powinniśmy zatoczyć pętelkę kończącą się na tym samym parkingu pod Nosa...
Pozostałe 90% treści dostępne jest tylko dla Prenumeratorów
- 10 wydań czasopisma "bikeBoard"
- Dodatkowe artykuły niepublikowane w formie papierowej
- Dostęp do wszystkich archiwalnych wydań magazynu oraz dodatków specjalnych...
- ...i wiele więcej!