Czy włoskie doliny w ogóle trzeba komuś przedstawiać? Jest jedna, która się skryła przed wszędobylskimi turystami pomiędzy dwoma sławnymi koleżankami – Val di Non. I chociaż non to po włosku znaczy „nic”, rowerowo ta dolina to jest naprawdę coś.
Gdzieś pomiędzy Doliną Słońca (Val di Sole) a Doliną Jezior (Val di Laghi) znajduje się Dolina Niczego (Val di Non). Zaborcze sąsiadki pozbawiły ją możliwości nazywania się jakkolwiek, bo co zostanie z Włoch jeżeli odejmiemy wodę i słońce? Góry! Ale przecież pierwszy człon – dolina – sam w sobie zakłada ich nieobecność. Jakby nie patrzeć, nazwa Val di Non sugeruje raczej ziejącą pustkami przestrzeń. Czy to nazwa spowodowała brak rozgłosu czy obecność Gardy – nie wiem. W Dolinie Niczego, chociaż spolszczona nazwa przywodzi na myśl niezbyt optymistycznego filozofa, można doświadczyć najprawdziwszego dolce vita. Słodszego niż gdziekolwiek indziej, bo bez milionów turystów, wszędobylskich kamperów i zgiełku, który za tym wszystkim idzie. A poza sezonem, który kończy się tam z końcem sierpnia, trudno spotkać kogokolwiek.
POLECAMY
Val di Non nie jest typową alpejską doliną. Odróżnia się przede wszystkim szerokością i rozległością. W niektórych miejscach osiąga nawet 7 kilometrów. Idealne miejsce na budowę miasta, przemysłu lub fabryki. Nie we Włoszech. Niemal całą tę przes...
Pozostałe 70% treści dostępne jest tylko dla Prenumeratorów
- 10 wydań czasopisma "bikeBoard"
- Dodatkowe artykuły niepublikowane w formie papierowej
- Dostęp do wszystkich archiwalnych wydań magazynu oraz dodatków specjalnych...
- ...i wiele więcej!