Kupiłam ostatnio kółeczka do przerzutki. Kosztowały stówę. Przy okazji mechanik wypomniał mi, że nie dbam o rower, więc dzień później kupiłam nową owijkę, żeby zrobić z nim trochę porządku (z rowerem). Owijka też kosztowała stówę. W tym tygodniu kupię jeszcze łańcuch, wymienię linki i pancerze oraz nawoskuję karoserię. Bardzo cieszy mnie fakt, że mój gravel nie ma amora.
No, i właśnie siedzę przy biurku, otumaniona trochę weekendem, patrzę za okno, kaloryfer grzeje, deszcz kapie, kurier wiezie owijkę, na Stravę wpadają kudosy, dym snuje się nad dachami, kawa znika z kubka, litery i spacje wpadają porcjami do tekstu, a ja kręcę się na krześle, bo moja głowa wciąż bawi się slajdami, na których jakieś przełęcze, szosy i ścieżki. Znane i nieznane, łatwe i trudne, w słońcu i mgle, różne. Co roku, jesienią, zamiast przeliczyć jeszcze raz i porządnie wszystkie koszty, połamane kości, popołudnia i weekendy poza domem, wpadam w panikę, że oto znów o jeden sezon mniej, że coraz mniej tych sezonów zostało, że każdy deszczowy dzień, że każdy dzień bez roweru to bezpowrotnie nieprzejechane kilometry. Za mało! Za mało! Krzyczy coś we mnie.
To nieuleczalne, mówią, choć to przecież nie choroba, to raczej zdrowe, naturalne, sensowne.
Czyżby? A po co ci te kilometry? Po co ci te połamane obojczyki? Co ty z tego masz? I tak jakoś, w sposób zupełnie przewrotny, zaczynam przeliczać. Co bym odzyskała, gdybym rzuciła rower?
Owijka, łańcuch, kółeczka, pancerze… 350 złotych na ubrania z sieciówki! Poliester z recyklingu, organiczna bawełna, domieszki merino – nieźle, tylko gdzie w tym wyjść, skoro pracuję w domu i po co mi kolejna kolarska koszulka? Albo dużo parmezanu! Trzy i pół kilograma Grana Padano! Najlepszy wskaźnik zawartości białka w masie! Albo cały bak paliwa, dwie kawy i dwa hot dogi! Ile można by zwiedzić miejsc na baku paliwa! A ile kilometrów! Chyba niewiele, co?
A czas? 16 godzin w tygodniu, 24 godziny w tygodniu… przeglądam Stravę z najlepszych kolarskich miesięcy i dostrzegam to marnotrawstwo. Ile biografii można by wtedy przeczytać, ile podłóg umyć, ile filmów obejrzeć, ile o sąsiadach dowiedzieć! Czas to najcenniejszy z zasobów, nie da się go magazynować, nie da się sprzedać ani kupić. Można go wykorzystać lub bezpowrotnie stracić.
I pisze właśnie Tomek i pyta, czy zaplanowaliśmy już trasę na weekend, bo chłodno ma być i za długo nie wytrzymamy. I co ja mam mu odpisać?