Od pięciu godzin walczę w ciemnościach, usiłując przedrzeć się przez ostatni trudny odcinek. Ścieżka wiodąca wzdłuż potoku jest absurdalnie stroma jak na końcówkę wyścigu, a jednocześnie naszpikowana kamieniami i zdecydowanie nie nadaje się do jazdy. Mijając dwa namioty rozstawione nad jeziorem, z trudem opieram się pokusie, by się zatrzymać i odpocząć, ciągle wierząc, że się uda – że jestem w stanie dojechać tej nocy do mety.