STARE I NOWE
Pionierski Bieg Piastów odbył się niemal pół wieku temu. Kto by wtedy pomyślał, że będą aż TRZY? Narciarskie szaleństwo na Polanie Jakuszyckiej nie słabło, a rosnące rzesze biegaczy i kolarzy nie mogły pozostać bez startowego checkpointu w Jakuszycach. I tak oto do najstarszego dołączyli młodsi bracia, najpierw Letni Bieg Piastów, a dwa lata później nasz ulubiony nabytek, czyli Rowerowy Bieg Piastów.
Tak się złożyło, że kiedy siedem lat temu na trasach inauguracyjnej edycji startowali pierwsi kolarze, w głowach naszych założycieli powoli krystalizował się pomysł na amatorski klub rowerowy. Urzeczywistnił się w maju 2016 roku, a druga edycja RBP była zarazem pierwszą z naszym skromnym trzyosobowym udziałem. I to właśnie od niej zaczęła się nasza wspólna nierozerwalna historia.
Teraz w Jakuszycach zawitało nowe. Dolnośląskie Centrum Sportu zmieniło to miejsce krajobrazowo, wizerunkowo, a przede wszystkim organizacyjnie. Cała rodzina Biegu Piastów – i nie tylko – zyskała wspaniałe zaplecze, profesjonaliści bazę treningową, amatorzy schronienie. Jako że otwarcie nastąpiło dosłownie kilka dni przed tegoroczną edycją RBP, wraz z organizatorami mięliśmy niewątpliwą przyjemność skorzystać z niego jako pierwsi.
WYŚCIG, RAJD, PIKNIK
Jako Team startujemy w Jakuszycach co roku, teraz już w składzie zdecydowanie dwucyfrowym. Niezależnie od umiejętności i w zasadzie od kondycji, wystartować tutaj może każdy. Na przygotowanych trzech dystansach (Giga ~60 km, Mega ~40 km, Mini ~20 km) można się ścigać, można się sprawdzić, można też po prostu aktywnie spędzić czas. Izerskie szlaki to przecież w większości wygodne leśne dukty z przyjemnymi szutrami, a nawet asfaltami. Jeśli ktoś chce się porządnie zmęczyć, musi wybrać dystans na wyrost bądź cisnąć od startu do mety na sprinterskich obrotach. Amatorów obu rozwiązań nie brakuje. Mamy tu chyba najliczniej obsadzony dystans Giga w Polsce (347 osób na mecie) i nieziemskie prędkości zwycięzców podchodzące pod 30 km/h!
Nie zapomniano też o najmłodszych, a także o młodzieży, która na wielu imprezach jest pomijana. Mamy tu pełne spektrum możliwości, od zawodów na 300 m i 1000 m w miasteczku zawodów dla tych, co stawiają pierwsze kroki na rowerkach biegowych i wszelkich kolejnych rozmiarach kół, po poważny dystans Mini, na którym mogą startować już 12-latkowie. Patrząc na rozstrzał obsadzonych kategorii wiekowych (16 do 70 lat), to naprawdę zawody dla wszystkich i prawdziwe rowerowe święto. Start i meta usytuowane w nowym ośrodku jeszcze bardziej sprzyjają piknikowej atmosferze. Prowadzący, niezmiennie w szczytowej formie, koncertowo bawi publiczność, rozbraja przedstartowy stres, przeprowadza dziesiątki wywiadów i na gorąco zbiera wrażenia na mecie. Atmosfera cudowna, warto tu być nawet jako kibic – obserwator. Ale my po co innego tu przyjechaliśmy...
MINI NA START
W tym roku tylko cztery nasze zielono-czarne koszulki stanęły na starcie Mini. Jak to możliwe? To tak bardzo niewymagająca trasa, że nietrudno o niedosyt na mecie i o kolejny start już na dłuższym dystansie. Jest po prostu lekko, łatwo i przyjemnie. Jak przejażdżka po naszym WPN-ie. Idealnie na pierwszy start. W sam raz dla juniorów. Jest też szybko, bardzo szybko. Sprinterzy mają tu pole do popisu. My tym razem mamy debiut, weterana i młodzież.
Z Polany Jakuszyckiej kierujemy się do stacji turystycznej Orle najprostszą możliwą drogą przez Rozdroże pod Działem Izerskim. W okamgnieniu docieramy na miejsce. Był asfalt i w zasadzie z górki, ale skończyło się. Wjeżdżamy na Kobylą Łąkę. Morze traw, malownicza Izera, przez chwilę płasko. Rozległe widoki rozpraszają, ale kibicujący turyści co rusz przypominają nam, po co tu jesteśmy. Pod kołami nitka beżowego szutru gdzieniegdzie usiana kałużami. Teren powoli się wznosi, aby na Izerskiej Łące odbić w prawo i spokojnie, noga za nogą, wspiąć się na Wysoki Grzbiet. Rozkoszując się lasem i urokami Jagnięcego Jaru, dojeżdżamy do Rozdroża pod Cichą Równią, skąd mkniemy już tylko w dół. Szybki asfalt Dolnego Duktu wynagradza wspinaczkę, dając frajdę z prędkości, jeszcze tylko ścieżka dojazdowa na polanę i asfaltowy sprint do mety.
MEGA WAGI LEKKIEJ
Na dystans Mega wielu z nas zdecydowało się „z pewną taką nieśmiałością”. W końcu z reguły to synonim piekielnego wysiłku i diabelnego zmęczenia. Ale nie na RBP. Nie w Izerach. Gładkie nawierzchnie, łagodne podjazdy, brak kamieni, korzeni i całej masy innych trudności. Z tych powodów to dystans do przejechania przez każdego rowerowego turystę, a co dopiero przez zawodnika Komorniki MTB Team. Tak też się stało. Na linii startu stanął nasz mocny kilkunastoosobowy skład wraz z najliczniejszą grupą zawodników na całych zawodach.
Przejeżdżamy przez wszystkie izerskie atrakcje dystansu Mini. Ale gdzieś te kilometry trzeba dokręcić. W tym celu powyżej Chatki Górzystów rozstajemy się z zielonymi strzałkami, by wraz z niebieskimi i czerwonymi skierować się w stronę Świeradowa-Zdroju i nieomal opuścić te góry. Zjazd, na który czekają wszyscy, i ci, którzy go znają, i ci, którzy nie znają, już za chwilę. Dojeżdżamy tam prerią Izerskiej Łąki i rozbiegowymi szutrami lasów. Wreszcie jest. Asfaltowe meandry zanurzającej się w coraz to ciemniejszy las drogi wyzwalają demona prędkości. Choć bywa ciasno, a nawierzchnia miejscami jest zdradliwa, nie zrażamy się, takiej frajdy nikt sobie nie odbierze. Na budzikach prędkości przekraczające zdrowy rozsądek, na ustach banany. Te 6 km mija jednak nieubłaganie. Zakręt, przezornie ustawiona karetka i czas przestawić w głowach i w nogach pokrętła na zdecydowanie za długi podjazd, który z powrotem zabiera nas na szczyty Izerów. W zależności od modułu sterującego jedni cisną pod górę, wykręcając najszybsze podjazdowe kilometry, inni luzują tempo, by spokojnie wkulać się na szczyt. Jednak monotonia połączona z jakimkolwiek wysiłkiem robi swoje. Arbuz na przełamaniu nachylenia jest wyjątkowo ożywczy – lokalizacja bufetu w punkt. Po mozolnych 7 km przecinamy czerwony szlak, zdobywając tym samym najwyższy punkt tego dnia – Przełęcz Pod Kopą. Z przełęczy czeka nas już tylko końcowe przyjemne śmiganie w dół lasami, a finalny zjazd do mety ponownie wywołuje wyrzut endorfin, które niespodziewanie dodają mocy na finiszu.
GIGA NA WAS CZEKA
W naszym klubowym gronie niezmienną estymą darzymy wszystkich podejmujących wyzwania gigadystansów, jeśli takowe w ogóle są przewidziane. Wśród nas z reguły jest ich niewielu albo wcale. Ale tu, w Jakuszycach, na starcie Giga stanęła równie liczna teamowa ekipa co na średnim dystansie, w tym kolejny raz w wersji koedukacyjnej. Jednym słowem preferencje zostały wywrócone do góry nogami. I znów nasuwa się pytanie: jak to możliwe? Co tu jest nie tak?? Ale odpowiedź jest znów ta sama. To jest właśnie Rowerowy Bieg Piastów.
To, co jednym ułatwia start na Mega, czyli brak technicznych trudności, innych pozostawia z uczuciem niedosytu. To jakby zjeść obiad i nie dostać deseru. A cóż to jest, do tak łatwych 42 km dorzucić jeszcze 18? Aby dopieścić miłośników kamlotów, do średniego dystansu dołożono więc pętelkę przez Wysoki Kamień. Odbijamy na nią tuż przed zjazdem na metę, czyli na Rozdrożu pod Cichą Równią. W rejon Wysokiego Kamienia zmierzamy kolejnym szerokim szutrem, który lekko się wznosząc, wyprowadza nas do Kopalni Stanisław i dalej do głównego punktu zwiedzania. Zaczyna się. Krótki, ale stromy i kamienisty podjazd pod grzbiet Wysokiego Kamienia pierwszy raz tego dnia zmusza nas do zejścia z roweru. Na takim wyścigu królują dość twarde przełożenia, kto by pomyślał, że nagle może ich zabraknąć? A jednak. Czołówka może wyjechała, reszta butuje. Na górze chwila na złapanie oddechu i bufet na wzmocnienie. Dojeżdżamy pod szczyt, ale mijamy go, zerkając tylko na schronisko, bo naszym oczom ukazuje się zdecydowanie bardziej ekscytujący widok. Gwóźdź programu, czyli owiany legendami zjazd do Zakrętu Śmierci. Nie jest to kolejny szybki asfalt. Nie jest to izerski szuter. Niemal 5 km ostro w dół po iście górskich kamlotach. Biada gravelowcom, wiwat fulle! Wielu czekało na ten moment, choć niektórzy nie bez obaw. Ale każdy, kto go pokonał, do mety leci już jak na skrzydłach. Nawrotka przy szosie kieruje nas z powrotem na Jakuszyce. Koniec zjazdu, koniec kamieni, przed nami kolejne wznoszenie izerską drogą. Dodatkowe atrakcje zapewniają torfowe łąki i przecinająca je ścieżka, nie zawsze sucha, czasem wciągająca. Jeszcze tylko krótka wspinaczka z powrotem na Rozdroże pod Cichą Równią i usatysfakcjonowani zjeżdżamy na Polanę.
BOHATER DRUGIEGO PLANU
Powiedzieć, że izerski klimat jest wyjątkowy, to nic nie powiedzieć. Tu wszystko jest na opak. Temperatury, śnieg, przyroda. Na przełomie lata i jesieni można się spodziewać wszystkiego. Różnie też przez te lata bywało. Na zawsze zapadła nam w pamięć szósta edycja, kiedy to całodniowy deszcz i 4 stopnie na termometrze przemieniły wyścig w szkołę przetrwania. Nic dziwnego, że pogoda jest w pierwszej trójce tematów wiele tygodni przed startem.
Tym razem mamy dużo szczęścia. Choć dzień przywitał nas rześko i pytania „w co się ubrać?” padały do samego startu, coraz mocniejsze słońce ogrzewało nas cały dzień i tylko momentami alpejski chłód przypominał nam, gdzie jesteśmy. W miasteczku zawodów za to pełnia lata. Na mecie nikt nie goni, żeby się przebierać, docieplać czy dogrzewać. Świętujemy więc długo, rozkoszując się własnymi osiągnięciami i gratulując sukcesów pozostałym.
META TO ZAWSZE POCZĄTEK
Jest co świętować. Wiele osobistych sukcesów złożyło się na atmosferę satysfakcji i zadowolenia, a zwieńczeniem jest drugie miejsce Ady w kategorii K2 na dystansie Giga i czwarte Open Kobiet! No to się nazywa gigadebiut!
Na scenie niespodziewanie stanął też nasz 14-latek jako najmłodszy uczestnik dystansu Mega razem z najstarszym zawodnikiem dystansu z kategorii M70. Tak oto symbolicznie realizuje się idea: ROWER JEST DLA KAŻDEGO. Idea, która łączy nasz klub z tym wyjątkowym wydarzeniem, idea, która sprawia, że jesteśmy tu tak licznie rok w rok. Trasy RBP są dla każdego i dlatego właśnie ten wyścig, jak żaden inny, sprzyja teamowej integracji w naszym klubie otwartym dla wszystkich.
Sezon dobiega końca, ale przed nami nowy rok, nowy sezon i kolejny, 9 Rowerowy Bieg Piastów.