Foto Anna Tkocz
Wolisz być pierwsza lekką ręką bez szczególnego wysiłku, czy druga po zaciętej walce?
Stając na starcie każdego wyścigu zawsze najważniejsze jest dla mnie to, aby w pełni wykorzystać moje możliwości, jakimi dysponuję danego dnia. Jeżeli mam naprawdę wygrać to tylko po zaciętej walce. Tylko wtedy dojeżdżając na metę, czuję prawdziwą satysfakcję i po prostu mogę być z siebie zadowolona, nawet jak ostatecznie nie wygram. W sytuacji kiedy jedzie się bez szczególnego wysiłku, można by w ogóle nie startować, bo czy można to wtedy nazwać wyścigiem?
Jak oceniasz MP w Boguszowie. Trasa, organizacja, kibice, liczba zawodników, Twoja jazda, Twój wynik…
Już w momencie kiedy została podana informacja, że MP odbędą się w Boguszowie byłam bardzo podekscytowana. Prawdopodobnie wiele osób to mówiło, ale ja potwierdzę to jeszcze raz: to miejsce jest stworzone do tego, do organizacji prawdziwych wyścigów cross-country. W końcu autorem trasy jest Łukasz Szymczuk, a on jest świetny w budowaniu wymagających technicznie elementów i wymyślaniu ciekawej rundy xco. Ale endurowcy to chyba tak już mają... Chociaż byłam obecna tylko w ostatni dzień mistrzostw, uważam że organizacyjnie także wszystko było dopracowane. A do kibiców to ja już nie mam siły, czy im energia nigdy się nie kończy? Oczywiście żartuję. Ale słysząc tak wiele osób, które dopingują cię przez wszystkie 5 okrążeń czujesz, że ten wysiłek jaki wykonujesz i to z jakim bólem czasem się zmagasz... to wszystko ma sens. Czasem tylko dzięki kibicom wiem, dlaczego staję na starcie i ścigam się.
A ja tego dnia na pewno nie byłam sobą, nie czułam na wyścigu się tak jak zazwyczaj, ale liczyłam się z tym. Gorączka dwa dni wcześniej dała mi jasną informację, że na wyścigu będzie bolało i jazda może być niekomfortowa. Jednak skoro decyduję się na start, nie przyjmuję innej strategii jak pojechać najlepsze, co mogę danego dnia. Dlatego jestem dumna, że wystartowałam, wiedząc, że może być ciężko i jednocześnie jestem zła, że nie mogłam pojechać lepiej, bo miałam ochotę dłużej utrzymać koło Mai Włoszczowskiej i powalczyć o wyższą lokatę w elicie.
Foto Anna Tkocz
To nie są Twoje pierwszse MP. Uważasz, że z roku na rok jest łatwiej, czy trudniej? Jak mogłabyś to uzasadnić? Z czego to wynika? A może nie da się tego ocenić?
Owszem, nie do końca da się to ocenić, bo jest tak wiele zmiennych w przeciągu każdego roku. Może do tej pory było tak, że poziom się zwiększał. Ale co będzie dalej, nie wiem, może w przyszłym sezonie będzie akurat łatwiej? Nie będę jednak miała za złe, jeżeli co roku będzie trudniej, bo dla mnie to tylko większa motywacja do ulepszania siebie i swoich umiejętności.
Nie jesteś żółtodziobem. Doskonale czujesz dyspozycję, wiesz, jak zachować się taktycznie, wiesz, na co Cię stać i kiedy jedziesz zgodnie z oczekiwaiami, a kiedy poniżej. Masz podejście profesjonalistki, mimo że nie jesteś jeszcze w elicie. Jaka w tym rola twojego doświadczenia, a jaka opieki trenera (czy może inych osób). Czym Twoja kariera pod skrzydłami WKK różni się (twoim zdaniem) od "kariery" niezrzeszonego zawodnika w Twoim wieku, który jeździ, bo na przykład tata mu kazał.
Jedno i drugie się uzupełnia, ja przekazuję wszystkie swoje odczucia trenerowi, zapisuję sobie ważne informacje i spostrzeżenia, a on wszystkie swoje. Wiele rozmawiamy i analizujemy, a to jest najważniejsze. Taką współpracę cenię sobie najbardziej. A klub sprawia, że jestem częścią tej grupy ludzi, którzy lubią robić to co ja. Ich zdanie też jest dla mnie ważne i nieraz rady kolegów z drużyny czy prezesa klubu są kluczem do sukcesu. Ja siebie nie widzę, a oni patrzą na mnie z boku, mogą dostrzec więcej, niż może mi się wydawać. Należenie od klubu, klub to nie tylko sponsoring, to także pewna odpowiedzialność, przynależność i co najważniejsze cenne doświadczenie. Uważam, że jest ogromna różnica w byciu zrzeszonym lub nie i właśnie ona może zadecydować o tym, czy ta „kariera” zostanie dobrze poprowadzona i będzie szła w dobrym kierunku. Ja wybrałam drogę, która chce podążać, ale to właśnie Warszawski Klub Kolarski nadaje jej odpowiedni kierunek.
Foto Anna Tkocz
Czy często porównujesz się z innymi. A jeśli tak, to z kim? Czy to pomaga? Czy raczej starasz się patrzeć na własne postępy i z nich czerpać motywację?
Kiedy moje życie nie było uzależnione od social mediów to nawet nie wpadło mi do głowy, żeby się porównywać. Teraz jest inaczej, ponieważ bez profilu społecznościowego nie istniejesz. Ale ja nigdy nie brałam tego do siebie, głównie dzięki rodzicom, którzy zawsze mnie przestrzegali przed Facebookiem czy instagramem. Dopiero od kilku lat mam to drugie. Gdy zaczynam z tego powodu wątpić w siebie lub przejmować się, po prostu przestaję oglądać. A wtedy wszystko staje się prostsze, wtedy wracam do własnego prawdziwego świata i znowu robię swoje. To takie zamknięte koło z tymi mediami, czasem żałuje, że musimy tak żyć.
Jak oceniasz swój start w ME w Serbii? Nie z punktu widzenia wyniku, który jest moim zdaniem bardzo dobry, ale z punktu widzenia sportowego doświadczenia. Warto? Co Tobie osobiście dają starty za granicą?
Starty za granicą to moim zdaniem najcenniejsze doświadczenie dla młodego sportowca. To jest inne ściganie. W ostatni weekend byłam na moich 3. Mistrzostwach Europy i bez względu na trase, wynik, samopoczucie, to, co tam przeżyłam i czego się nauczyłam już zawsze będzie dla mnie. Najlepsza lekcja, z której jeżeli tylko chce, mogę się wiele nauczyć. Dla przykładu, w Serbii zrozumiałam, jak bardzo nie potrafię wystawiać łokci po starcie, żeby przebić się do przodu.
Foto Anna Tkocz
Jakie plany na przyszły sezon?
Będę jeździła na rowerze, ale tylko jeżeli nadal będzie mi to sprawiać taką przyjemność jak teraz. Zakładam jednak, że to się nie zmieni, więc spróbuje wygrać jakieś Mistrzostwa Europy lub Świata, przy okazji startując w międzynarodowych zawodach, gdzie będę zdobywała punkty do kwalifikacji na IO w Paryżu.
Możecie śledzić Matyldę na Instagramie