Local legend

Felieton

To było mniej więcej rok temu, kiedy szykowałam rower na Gravel Attack – pierwszy gravelowy wyścig w sezonie. Na początku marca potwierdziłam swoją obecność, a niespełna dwa tygodnie później ją odwołałam, dzień po tym wyścig został przesunięty na bliżej nieznany termin. Niedługo później zamknięto lasy. Cały sezon 2020 był dla mnie miksturą złożoną z euforii powrotu do lasu, beztroskiej bikepackerskiej jazdy po odludnych terenach i absolutnej niemożności pamiętania o konieczności posiadania maseczki po powrocie do cywilizacji. Niemniej z punktu widzenia sportowego, przez splot przypadków i okoliczności, 2020 rok był bardzo udany: cztery doskonałe długie wyścigi, trzy wygrane, przyzwoita liczba kilometrów i zakończenie roku w formule Rapha Festive 500.


Jest początek marca 2021 roku, a mój kalendarz wyścigowy świeci pustkami. Mija pierwsza zima od bardzo dawna, gdy nie palę się do realizacji poczynionych planów. Po prostu ich nie mam! Pandemia COVID-19 w żaden znaczący sposób nie zmieniła mojego trybu życia (praca, zakupy, dom, rower, odpoczynek, czasem bez roweru), zmieniła jednak sposób, w jaki postrzegam stabilność okoliczności. Mam marzenia, ale absolutnie nie zawracam sobie głowy planowaniem ich realizacji. Mój stan określam jako hibernację i absolutny wstręt do podejmowania jakiegokolwiek wysiłku mentalnego, mogącego w przyszłości okazać się stratą cennej energii. Czekam. Trenuję i czekam. Kiedy podleci mucha (tłusty kąsek weekendowego ścigania albo soczysta trasa, w którą ktoś zechce wybrać się ze mną), jestem gotowa na polowanie.


Tymczasem jeżdżę. Asfalty w Innsbrucku, Richmond i Londynie wciąż doskonałe. Gdy temperatura na zewnątrz osiągnie poziom tej w Watopii, chcę mieć Stravę pełną trofeów: jestem żądna PR-ów, pragnę QOM-ów, chcę zostać Local legend! Mam zamiar kręcić się po najlepszych trasach w okolicy i gwizdać na COVID-19. Mam w planach siedzieć w lesie na zboczach Magurki Wilkowickiej, aż wszystkie ścianki złożą broń i będą błagać o litość. Ile metrów w górę potrafię zdobyć w ciągu 60 minut? Nie wiem, ale sprawdzę. I nie potrzebuję do tego ani wpisowego, ani otwartych granic, ani planów zapisanych w kalendarzu. Mam nadzieję, że ten sezon będzie dobry! Bez planowania!

 

Przypisy