45 KONTRA 32
To, że jesteśmy właśnie tutaj, to znaczy przed skansenem przy Centrum Słowian i Wikingów Jomsborg-Vineta Wolin u „bram” Wyspy Wolin, nie oznacza, że od początku taki był plan. Planów było dużo. Gdy na liczniku ma się 650 kilometrów pokonanych samochodem i drugie tyle czeka w drodze powrotnej, dodatkowo ma się tylko dwa dni na jazdę na rowerze, jeden z nich zaplanowany jest na zwiedzanie miasta, to ten drugi… ten drugi musi być naprawdę bardzo dobry! Od tygodnia Paweł i Oskar bombardują nas gpx-ami, z których każdy nazywa się tak, że od razu chce się go przejechać. Każdy w tytule ma słowo gravel i synonim zwrotu bardzo dobry, a całość często dopieszczona jest jakimś niecenzuralnym słowem, które tylko wzmaga apetyt. Po wstępnej selekcji stoi przed nami wybór między trasą Szczecin–Kostrzyn przez Puszczę Bukową, Gryfino, las krzywych sosen i dziesiątki kilometrów wiodących innymi lasami, których nazwy zna w Polsce kilka osób, a trasą na największej polskiej wyspie, której nazwę kojarzy przynajmniej 30 osób z mojej klasy z podstawówki (za to ręczę).
– To jednak musi być Wolin, Ania – tłumaczy Miłosz. – Tamtą trasą nikogo nie zachęcisz do zrobienia sobie rowerowego weekendu. Dlatego właśnie parkujemy pod skansenem w Wolinie i w chłodnym wietrze pakujemy w kieszonki prowiant i ekwipunek. Pięć minut później, przeprawiając się mostem przez rzekę Dziwnę, jesteśmy na wyspie Wolin.
Szybcy jak błyskawica przelatujemy przez miasteczko i asfaltową drogą mkniemy w głąb wyspy, na bocznych drogach asfalt trochę się pogarsza. Czterdziestopięciomilimetrowe gumy w miętowo-szarym Grizlu „c...
Pozostałe 90% treści dostępne jest tylko dla Prenumeratorów
- 10 wydań czasopisma "bikeBoard"
- Dodatkowe artykuły niepublikowane w formie papierowej
- Dostęp do wszystkich archiwalnych wydań magazynu oraz dodatków specjalnych...
- ...i wiele więcej!