bikeBoard Extra jesień–zima 2024 | 53 nasze opinie na mecie pierwszej odsłony Rally di Romagna: było mocno i ciężko. Zbyszek zarzekał się, że zwolni, Piotr i ja nie wiedzieliśmy, czy wytrzymamy narzucone sobie tempo. Prolog sam w sobie nie był specjalnie długi i trudny – najpierw za pilotem należało opuścić miasteczko. Liczne zakręty i przewężenia rozciągnęły stawkę niekoniecznie zgodnie z dyspozycją poszczególnych zawodników. Były przestoje, trochę nerwów w peletonie. Ja startowałem z pierwszej linii, a po jednym z przestojów wylądowałem z tyłu. Zbyszek na odwrót, ale on jest wielki, idzie jak taran w peletonie, żadne potrącenie go nie wybija z narzuconego sobie rytmu, więc wzbudzał u niedużych Włochów respekt i schodzili mu z drogi. Śliskie podłoże szybko zweryfikowało krewkich, którzy już bez gadania zjeżdżali nam z drogi na śliskich zjazdach i technicznych odcinkach. Finałowy odcinek po lokalnym bikeparku był przyjemną formalnością nieco zburzoną błotem zmieszanym z trawą. Liczyliśmy na dobre prognozy pogody. No więc się przeliczyliśmy co do prognoz. W nocy padało. Poranek za to przywitał nas pięknym słońcem i wzbudził nadzieje na stabilne podłoże. Nie podejrzewaliśmy co nas i rowery, czeka w trasie. Ba, nawet po starcie i na pierwszym podjeździe szutrem przewinęło mi się, że coś nudno będzie. Szybko, bo już na pierwszej sekcji terenowej, przekonałem się o swoim błędnym myśleniu. Tak jak wspomniałem, podłoże jest gliną. Gliną niezwiązaną z głębszymi warstwami gruntu. Miejscami wymieszaną z drobnym kamieniami, miejscami związaną porastającymi trawami. Ale po przejechaniu przez kilkunastu rowerzystów przede mną zamieniała się w mieszankę gorilla tape i pasty ściernej, gdzie glina się kleiła, kamienie szlifowały, a trawa spajała. Do tego dochodziły kałuże nie-
RkJQdWJsaXNoZXIy MTMwMjc0Nw==